Oderwałam się od torsu Harrego i zawróciłam się do niego:
- Możemy porozmawiać na osobności?
Spojrzałam kątem oka na chłopaka, który energicznie pokiwał głową, wprawiając w ruch burze loczków.
- Co?! - powiedział zdziwiony Lou - Nie ma mowy, że puszczę cię samą z tym idiotą! - zaprotestował.
- Uważaj na słowa Tommilson. - warkną Harry, zaciskając pięść. Widać było jak w jednej chwili wszystkie jego mięśnie spięły się. Ruszył w kierunku pasiastego.
Kiedy zatrzymał się, najpierw byłam zdziwiona, że tak łatwo odpuścił, ale zaraz znalazłam powód jego zachowania.
Było nim drobne, chude ramię, ułożone na wysokości brzucha loczka skutecznie powstrzymujące go przed znalezieniem się przed drugim chłopakiem, a ramie to należało nie do kogo innego, jak do mnie.
Harry spojrzał mi w oczy i zaraz cofną się, powoli rozluźniając.
- Zaraz wrócę Lou. To zajmie dosłownie pięć minut. - powiedziałam patrząc w jego szaro-niebieskie oczy. Brunet pokiwał głową bez przekonania i spuścił wzrok.
Patrzyłam jeszcze chwile na jego sylwetkę, aż w końcu ocknęłam się i ruszyłam w stronę drzwi, mając nadzieje, że tuż za mną idzie Hazz.
Co do tego nie myliłam się...
Weszliśmy do jego pokoju i już po chwili chłopak patrzył na mnie z stanowczo za bliskiej odległości...
- To o czym chcesz ze mną porozmawiać? - powiedział wolno i wyraźnie, jakby uważał, że mogę czegoś nie zrozumieć, chociaż ja wiem, że miał w tym inny cel, ale nie mam pojęcia jaki...
- Bez żadnych gierek Styles. - powiedziałam stanowczo, ale zaraz uspokoiłam się, bo kiedy ostatnio postawiłam na pewność siebie, chłopak dostał napadu agresji.
Nagle przed oczami miałam fragment sytuacji z przymierzalni.
Harry chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo odsuną się odrobinę, ale zaraz spojrzał mi głęboko w oczy jakby chciał, dowiedzieć się o czym myślę.
Gdyby wiedział, że kiedy tylko go widzę mam od razu przed oczami tamtą sytuację, która cały czas nawiedza mnie w snach i jest moim najgorszym koszmarem...
- Boisz się mnie - powtórzył słowa z tamtego dnia, a ja otworzyłam szerzej oczy i chciałam już zacząć się cofać, ale chłopak sam odsuną się o krok w tył.
Już po chwili siedział na łóżku, opierając głowę o jedną z rąk, a drugą puścił swobodnie w dół.
Przez chwile panowała między nami cisza, którą przerwał chłopak:
- Tyle czasu... Tyle gestów, którymi starałem się naprawić tamtą sytuacje... I wszystko poszło się jebać... - jękną.
Byłam tak zaskoczona tym co powiedział, że nie miałam pojęcia co mam powiedzieć.
- Nie ważne - odezwał się znowu - Co chciałaś, bo zaraz Louis zacznie dobijać się do drzwi. - mówił tak pusto i obojętnie...
- Chciałam cię o coś prosić. - powiedziałam cicho. Byłam pewna, że w moim głosie słychać strach, a nie chciałam go bardziej denerwować.
Tak. Było mi go najzwyczajniej w świecie szkoda...
Brunet spojrzał na mnie z ukosa.
- Prosić? A to ciekawe... - prychną.
Super... chamski Harry wrócił. Lepiej być nie może.
- To o co chcesz mnie prosić? - spytał.
- Chciałabym żebyś przeprosił Louis'a...
- Co?! - przerwał mi ze zdziwieniem, ale zaraz uśmiechną się - Wiem o co ci chodzi... - spojrzał na mnie z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem - A co bym z tego miał?
***
- Nie ma mowy! - krzyknęłam, kiedy usłyszałam żądanie Hazzy.
- No ale popatrz na to z tej strony: przeproszę wtedy Lou i wszyscy będą zadowoleni...
- Oprócz mnie - mruknęłam pod nosem.
Chwila! Zapaliła mi się żarówka w głowie.
- Okey - wypaliłam, chłopak spojrzał na mnie zdziwiony - Zgadzam się. Buziak za przeprosiny.
Tak, wiem, że to nie zbyt dobry pomysł, bo wkurzy się jak dowie się co chce zrobić.
Harry uśmiechną się zwycięsko i podniósł się z miejsca.
Myślałam, że pójdzie do Louisa, przeprosić go, ale on przybliżył się do mnie. Byłam omotana jego bliskością...
- No czekam. - szepną jeszcze bardziej przybliżając się.
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w jego oczy. Wirowały w nich wesołe iskierki. Widać, że był zadowolony z takiej sytuacji.
Postanowiłam wcielić mój plan w życie i szybko pocałowałam go w policzek.
Chłopak trochę zdezoriętowany znów spojrzał w moje oczy, a po chwili zaśmiał się.
Już bałam się, że będzie zły...
- Tak się nie liczy. - powiedział, a z jego ust nie schodził uśmiech.
- Nie było powiedziane jaki buziak. - stwierdziłam zadowolona, że mój głos brzmi w miarę naturalnie.
- Nie było powiedziane, kiedy go przeproszę. - powiedział z wrednym uśmieszkiem.
- No dobra... - poddałam się. Postanawiam: na prawdę go pocałuję. Nie zniosę więcej smutku Louisia. Jakoś wytrzymam ten jeden pocałunek.
Z moich myśli wyciągną mnie Harry, który znów niebezpiecznie się zbliżył. Już prawie dotkną moich ust, ale cofnęłam się i powiedziałam:
- Najpierw przeprosisz, potem nagroda.
Chłopak uśmiechną się po raz kolejny i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.
_______________________
Oto rozdział 9...
Moim zdanie nie jest bardzo zły,
ale to wy oceniacie ;)
Dziękuje za wszystkie komentarze,
które bardzo motywują :*
Buziaki i do następnego <3
Czekam -Ada
OdpowiedzUsuń