środa, 23 lipca 2014

Rozdział 7

Pewnie zastanawiacie się co się stało po przybyciu Harrego...
A więc kiedy tylko dotkną moich ust, do pokoju weszła policja i aresztowała go z zarzutem porwania.
I tak mówię o tym tak spokojnie, bo wiem co było dalej.
Kiedy policja wywlokła chłopaka z pokoju i zostałam sama, po prostu otworzyłam oczy.
Pierwsze co zobaczyłam to duże, zielone oczy wpatrujące się we mnie i poczułam ciepło drugiej osoby.
Spojrzałam na mojego towarzysza, którym był nie kto inny niż Styles.
- Wszystko dobrze? - spytał - Byłaś strasznie nie spokojna.
- Tak... -  odpowiedziałam trochę zdziwiona - To tylko zły sen. - stwierdziłam siadając na łóżku.
- Jesteś pewna? - był strasznie spokojny.
- Tak... A wogulę, co cię to interesuje? - spytałam retorycznie i wstałam w poszukiwaniu bluzy. Było mi cholernie zimno.
Chłopak pociągną mnie za nadgarstek, tak abym odwróciła się w jego stronę.
- Martwię się - powiedział, dalej nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wyrwałam nadgarstek, podeszłam do szafki i zaczęłam szukać jakiejś bluzy, ale jak na złość przy tym oświetleniu nic nie widziałam.
Poczułam ciepło na plecach, a zaraz potem dźwięk zamykanych drzwi.
Poprawnie założyłam bluzę loczka i szepnęłam ciche ,,dziękuje'', wiedząc że i tak tego nie usłyszy...

Kiedy zeszłam na kolacje, wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli, a Liam coś szeptał do Niall'a.
Przeleciałam wzrokiem po wszystkich wzrokiem. Patrzyli na mnie jakbym była co najmiej w samej bieliźnie, a miałam przecież na sobie bluzę Hazzy... Cholera, zeszłam w jego bluzie. Idiotka...
Spojrzałam na loczka, który uśmiechał się cwaniacko.
Jestem pewna, że byłam cała czerwona.
- Alex, chodź! Siadaj koło mnie. - przerwał niezręczną sytuacje Louis.
Zajełam miejsce koło chłopaka. Musze powiedzieć, że strasznie się z nim zżyłam, przez te dwa dni...
Podczas kolacji chłopacy zaczęli wariować...
Liam próbował zjeść ryż na mleku widelcem.
Nie wiem o co chodzi, ale jak mi potem wytłumaczył:
- Łyżki to zło! - krzykną i uciekł.
Niall dorabiał więcej bułek bo jak stwierdził:
- Jak mam się najeść jakimiś tam 6 bułkami.
Louis cały czas opowiadał mi po cichu jakieś śmieszne sytuację z ich życia, czemu bacznie przypatrywał się Hazz.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Lou umarłby już z tysiąc razy tego wieczora.
Spojrzałam na kalendarz, który wisiał na przeciwko mnie.
- Chłopaki! - krzyknęłam. Wszyscy spojrzeli się na mnie. - Rozumiem że dziś oglądamy mecz.
Spojrzeli na mnie jak na jakąś psychicznie chorą.
- Nie żartujcie sobie ze mnie. - zaśmiałam się cicho - Dziś finał mistrzostw świata...
- Jeszcze powiedz że wiesz co to jest spalony... - zaśmiał się lekceważąco Zayn.
- No to jest wtedy, gdy piłkarz drużyny atakującej w momencie kierowania do niego podania znajduje się na połowie drużyny przeciwnej i jest bliżej linii bramkowej przeciwnika niż piłka i przedostatni zawodnik drużyny przeciwnej.
Wszyscy zrobili oczy jak pięć złoty.
- Teraz to mówię serio: wyjdź za mnie. - powiedział Louis klękając przede mną.
- No nie wiem, nie wiem... - drażniłam się z nim.
- Błagam cię... Jesteś idealna... - stwierdził.
- Hmmm, znosisz zakupy ze mną i nie wymiękasz przy komediach romantycznych, a na dodatek umiesz robić naleśniki... Nie wiele ci do ideału brakuje. - powiedziałam i wybuchłam śmiechem - Dobra, wstawaj już. - Podałam mu ręce, aby pomóc mu się podnieść, ale on dalej na coś czekał.
- Powiedz TAK. - spojrzał na mnie tymi swoimi oczkami.
- Tak, ale już wstawaj. - powiedziałam ze śmiechem.
- Poczekaj... - zatrzymał mnie i wyją z kieszeni pierścionek. Chciał mi go założyć, ale wyrwałam rękę.
- Pojebało cię. Nosisz pierścionek zaręczynowy w kieszeni? - zapytałam, starając się zachować powagę.
- O nie! Zgodziłaś się, więc już nie ma odwrotu. - powiedział po czym rzucił się na mnie. Usiadł na moim brzuchu okrakiem i starał się mi założyć pierścionek.
- Louis, złaź ze mnie! - krzyknęłam, ale nic.
- Zayn, ratuj. - spojrzałam na mulata.
- Trzeba było się nie chwalić spalonym. - powiedział, po czym pokazał mi język.
- Liam! - krzyknęłam.
- Na mnie nie licz... - powiedział i wyszedł do salonu.
- Harry! - krzyknęłam, kiedy Lou zaczął mnie łaskotać.
- Myślałem że będę czekać wieczność... - warkną loczek, wstając z miejsca. Kiedy doszedł do Louisa, ten właśnie założył mi pierścionek.
Dał mi jeszcze buziaka w policzek i zaczął uciekać przed Hazzą, który gonił go po całym domu.
- Zobaczysz, że urwę ci tą twoją marchewkę!
- Wszystko tylko nie marchewka! Tyle lat przyjaźni, a ty chcesz skrzywdzić moją marchewkę! - krzyczał.
Po chwili Harry zatrzymał się i uśmiechną cwaniacko. Spojrzałam na Zayn'a, który szepną:
- To się źle skończy...
- Louis... - zaczął loczek - muszę ci coś powiedzieć - zatrzymał się. Louis spojrzał na niego - Kevin nie żyje...
____________________________
Tak wiem... 
Końcówka jest bardzo inteligętna...
Wybaczcie, ale pisałam ten rozdział z przyjaciółką,
która ma niedojebanie mózgowe...
WAŻNE
W dniach: 12-26.08.2014 
Wyjeżdżam do Londynu i nie wiem jak będzie z nowymi rozdziałami :/

Jeśli ktoś chce to można podsyłać mi swoje blogi, 
które na pewno obejrzę :) 
To chyba wszystko, dziękuję :)




1 komentarz:

  1. Hahahaha O Boże XD Z niecierpliwością czekam na następny ily :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje. Każdy komentarz jest dla mnie ważny i daje mi wene :)